nadzieja.pl > czytelnia > błogosławieni... | wydrukuj | dokument tekstowy |
„BŁOGOSŁAWIENI |
Aczkolwiek o potrzebie pokoju ludzkość mówi zawsze, a szczególnie wtedy, gdy kolejne pokolenie doświadcza okrucieństwa wojny, to jednak, gdy czas zaciera ją w pamięci, ludzie znów rwą się do siłowego rozwiązywania swoich problemów. Jakże często wyznawcy Chrystusa, uważający się za Jego naśladowców, powierzający swe życie doczesne i wieczne (w które oficjalnie wierzą) w Jego ręce, są inicjatorami wojen, podczas których wyzwalane są instynkty niegodne człowieka jako istoty myślącej i posiadającej wyższe formy uczuć. Co wobec znanych faktów historycznych warte są dzisiaj słowa zawarte w przesłaniu Chrystusa, wypowiedziane w tak zwanym Kazaniu na Górze: „Błogosławieni pokój czyniący, albowiem oni synami Bożymi będą nazwani” MAT. 5,9? Niektórzy komentatorzy zastanawiają się, o jaki rodzaj pokoju chodziło Chrystusowi, gdy wypowiadał te słowa — czy o ten wewnętrzny, duchowy, polegający na zjednoczeniu i pojednaniu człowieka z Bogiem, czy też o zewnętrzny, ziemski, związany z zaprzestaniem wojen, rozbrojeniem, zgodą między ludźmi, opartą na miłości. Dla wielu moralistów wywodzących się z kręgów chrześcijańskich jest to bardzo wygodne rozgraniczenie, które dopuszcza i uzasadnia tak zwane sprawiedliwe wojny prowadzone w imię wyższych, szlachetnych celów. Cele bywały różne. Święty Kościoła powszechnego, biskup Augustyn z Hippony, autor dzieła „De civitate Dei” (O państwie Bożym), które tak jak w średniowieczu nadal oddziaływa inspirująco na intelektualistów katolickich, wzywał cesarza do prześladowań i walki zbrojnej ze swymi przeciwnikami teologicznymi, donatystami, sam stosując przymus religijny w swojej diecezji. Wielki mistyk, a więc człowiek rzekomo bezpośrednio obcujący z Bogiem, Bernard z Clairvaux, autorytet moralny XII wieku, za papieżem Urbanem II nawoływał do walki z niewiernymi, ponieważ ci bronili pielgrzymom dostępu do „świętej ziemi”. I ruszyły tłumy gorliwych chrześcijan mordując po drodze w imię Chrystusa żydów, prawosławnych, starając się tym samym zmyć dotychczas popełnione grzechy. Nie lepszy był też i Marcin Luter, chluba reformacji, ukształtowany w dużej mierze na teologii Augustyna, gdy zachęcał książąt, by nie oszczędzali krwi zbuntowanych chłopów upominających się o swoje ludzkie prawa i traktowali ich jak wcielonych diabłów, mówiąc: „z całej mocy bić, dławić i zakłuwać”. To smutny fakt. Czegoś zaczyna brakować chrześcijanom, gdy stają w obliczu zagrożenia swego bytu czy poglądu. „Gasną” gdzieś slogany o Bogu miłości, przebaczeniu, naśladowaniu Chrystusa, miłowaniu nieprzyjaciół itp., a dominować zaczynają słowa wzywające do praktycznego racjonalnego podejścia do problemów, jakie napotykamy w życiu. Ludzie zaczynają odkurzać odpowiednio dobrane słowa z Pisma Świętego na poparcie swych morderczych skłonności. Nie chcą pamiętać, że nauka i postawa ich rzekomego przywódcy duchowego względem ludzi, którzy wyrządzili mu krzywdę, była często irracjonalna. Dzisiaj przypominanie chrześcijanom słów Chrystusa o nadstawianiu policzka czy o Jego zasadzie zwyciężania zła dobrem pewnie by budziło śmiech. Te, i podobne im, wypowiedzi Chrystusa dla rzekomych Jego naśladowców brzmią zapewne tak abstrakcyjnie jak to, co usłyszał Nikodem w rozmowie z Chrystusem: „Jeśli się kto nie narodzi na nowo, nie może ujrzeć Królestwa Bożego” JAN 3,3. Czyniący pokój to ci, którzy przeobrażeni Duchem Świętym objawiają w swoim życiu miłość Chrystusową. Uwidacznia się ona w zrównoważonej osobowości, miłości zarówno do Boga, jak i do drugiego człowieka, nawet tego, który ma wobec nas wrogie zamiary. „Miłujcie nieprzyjaciół waszych” MAT. 5,44. Kto ma pokój wewnętrzny, ma pokój z Bogiem, a w jego sercu nie ma miejsca na zazdrość, podejrzliwość czy nienawiść. Człowiek, którego serce jest w zgodzie z Bogiem, staje się uczestnikiem niebiańskiego pokoju i promieniuje jego błogosławionym wpływem. Człowiek taki nie przeżywa rozterki — wojna czy pokój? Wszak efektem działania Ducha Świętego są: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć wierność, łagodność, wstrzemięźliwość. Kto w te cnoty obfituje, nie myśli o zabijaniu drugiego człowieka, nie musi dokonywać wyboru między większym i mniejszym złem. Wiekowe zachowania większości chrześcijan i ich chrześcijańskich przywódców sprawiły, że taką postawę, jaką zalecał Chrystus, współczesny, myślący, młody człowiek zalicza do chrześcijańskich mrzonek, a ukojenia dla swego ducha szuka w religiach Wschodu.
Czy nie ma
więc chrześcijan narodzonych na nowo, w których życiu widoczny jest owoc
Ducha Świętego? Są, i wierzę, że jest ich wielu,
ale żyjąc wśród tak zwanych chrześcijan wolą na siebie nie zwracać uwagi,
by nie narazić się na śmieszność lub nie zostać uznanym za niespełna
rozumu. |
główna |
pastor |
lekarz |
zielarz |
rodzina |
uzależnienia
| kuchnia
| sklep |
||||
|
||||
© 1999-2003 NADZIEJA.PL Sp. z o.o. Wszystkie prawa zastrzeżone. |
||||
|