|
Jestem
przeciwniczką kary śmierci. Pojęcie zabijania oznacza dla mnie zarówno akt
mordu psychopaty, jak i tak zwane humanitarne uśmiercanie w imieniu prawa.
(Obecnie w Stanach Zjednoczonych kara śmierci wykonywana jest między
innymi za pomocą śmiercionośnego zastrzyku. Film „Dead Man Walking” bardzo
sugestywnie prezentuje różne aspekty tego zagadnienia).
Cieszę się
niezmiernie, że Sejm uchwalił kodeks karny, opracowany przez grono
specjalistów, w którym kara śmierci została zastąpiona dożywotnim
więzieniem. Jestem za taką zmianą z dwóch powodów. Po pierwsze, jest ona
pewnym wyznacznikiem państwa demokratycznego, którym stała się Polska po
1989 roku. Po drugie, honoruje ona niezmienne i uniwersalne prawo Boga:
„Nie będziesz zabijał”
2 MOJŻ. 20,13 BJW, nawet w imieniu prawa.
Oczywiście taki zapis w kodeksie karnym nie zmienia przejawów życia
społecznego. Od dawna wiadomo, że surowe kary, w tym także kara śmierci,
nie mają wpływu na zahamowanie przestępczości oraz zmianę motywów
postępowania przestępców. A faktem jest, że w ostatnim czasie znacznie
wzrosła liczba dokonywanych przestępstw, napadów i zabójstw, i to
zwłaszcza wśród nieletnich.
Policja
odnotowała, że w zeszłym roku nieletni sprawcy byli podejrzani o
popełnienie co siódmego przestępstwa. Oznacza to, że nastąpił
czterdziestoprocentowy wzrost tego typu aktów. Opinia publiczna poruszona
jest falą okrutnych morderstw popełnianych przez młodocianych przestępców,
którzy coraz częściej atakują dla zabawy, a nie w wyniku konieczności
obezwładnienia ofiary.
Wiele osób,
obserwując narastające zjawisko brutalizacji zachowań wśród dzieci i
młodzieży, zadaje pytania: „Dlaczego musimy być świadkami tak wielu scen
śmierci? Dlaczego tak często słyszymy i czytamy w mass mediach o mordach
dokonywanych przez młodocianych sprawców?”
Odpowiedzi
na tak postawione pytania wydają się być równie trudne i złożone, jak sam
problem. Niektórzy psychologowie i socjologowie, zajmujący się tą
tematyką, dopatrują się związku pomiędzy wzrostem przestępczości wśród
nieletnich a brutalizacją scen oglądanych w telewizji. []
Analizując
program telewizyjny zauważa się, że już w kreskówkach można odnaleźć wiele
elementów przemocy. Oglądane na ekranie postacie zazwyczaj walczą ze sobą,
kierując się niekoniecznie złymi emocjami, i co jest szczególnie
niepokojące, nie odczuwają one bólu z powodu zadanych ran, a śmierć jawi
się jako stan, który nie jest czymś przerażającym i smutnym, a wręcz
przeciwnie, jest czymś zabawnym i wesołym.
Tego rodzaju
sceny, często oglądane, kodują w umyśle małego odbiorcy nierealny obraz
świata, w którym wszechwładnie panują wszelkiego typu formy przemocy,
stosowane często dla zabawy, bez ponoszenia jakichkolwiek konsekwencji.
Nie bez powodu w Stanach Zjednoczonych, sam były prezydent Bill Clinton
przyznał rządowe dotacje na dofinansowanie urządzeń kodujących programy
emitowane przez telewizję, zwłaszcza pod nieobecność rodziców w domu.
Problem został sprowadzony do twierdzenia: „Jeżeli nie możesz poświęcić
swemu dziecku czasu, musisz kontrolować to, co ono ogląda, bo telewizja
poza kontrolą może mieć zgubny wpływ”. Pewnym substytutem stało się
urządzenie, które może zakodować nieodpowiednie dla dziecka programy i
filmy nadawane w telewizji.
Tak naprawdę
jednak problem ten należałoby zdefiniować w następujący sposób: „Nie mam
czasu dla mojego dziecka. Moja praca zawodowa jest dla mnie najważniejsza
i nie mogę spędzać z dzieckiem tyle czasu, ile bym chciał. Nie mam
świadomości, że narasta bariera pomiędzy mną a moim dzieckiem, że
zaczynamy mówić różnymi językami, że żyjemy w dwóch różnych światach”.
Badania CBOS-u
wykazały, że 62% nastolatków ma poczucie osamotnienia w rodzinie. Dla 16%
dom jest miejscem, gdzie się tylko je i śpi. Rodzice przestają się
interesować rozwojem emocjonalnym dzieci, powierzając ich wychowanie
telewizji. (...). Jak przekonują psychologowie, »zaniedbane emocjonalnie
dzieci muszą wykształcić w sobie cechy psychopatyczne po to, by
przetrwać«. Ale znowu badanie, wykonane przez telewizję BBC doniosło, że rośnie
liczba pełnych przemocy scen na brytyjskich ekranach. Największy wzrost
liczby krwawych epizodów zanotowały programy... rozrywkowe. W roku 2001
podczas godziny emisji występowały blisko 4 sceny brutalne, w roku 1998
zaś tylko 1,9. Podczas godzinnej telenoweli widzowie mogli obejrzeć w 2001
roku 3,4 scen z przemocą, a w 1998 roku tylko 2,2.
Film pod
tytułem „Urodzeni mordercy” Oliviera Stone’a w sposób metaforyczny i pełen
przenośni przedstawia mechanizmy, które rządzą współczesnym światem. Jest
on wspaniałą parabolą odnoszącą się do świata przestępstw, mordów i
gwałtów, świata upadku wszelkich zasad i wartości. Świata, w którym trudno
żyć, z którego chce się uciec i to za wszelką cenę, nawet za cenę
zabójstwa własnych rodziców. Film ten pokazuje przyczyny zła, do których
można zaliczyć brak miłości, akceptacji oraz jasno określonych zasad
moralnych. Obraz ten podkreśla ważne przesłanie, sprowadzające się do
twierdzenia, że miłość jest czymś najważniejszym w życiu. Główni
bohaterowie, uciekając z domu, łamiąc wszelkie zasady i normy, mordując
bez wyraźnego powodu, uznają jednocześnie miłość za coś wyjątkowego i
szczególnego, za najwyższe dobro. Film ten, jak na metaforę przystało,
posługuje się pewnymi przerysowaniami, groteską i czarnym humorem. []
Widz
niewyrobiony, emocjonalnie niedojrzały i nie przygotowany do odbioru
takiego przekazu, może odnaleźć w nim gloryfikację zła, zabójstw i
morderstw. Klucz, którym posłużyli się twórcy filmu, może otworzyć
zupełnie inne drzwi. I niestety, obraz ten przez wielu młodych ludzi
postrzegany jest właśnie w taki sposób — dosłownie i instrumentalnie.
Pewien
młodzieniec mieszkający w Stanach Zjednoczonych zaplanował morderstwo
swojej matki właśnie po wielokrotnym obejrzeniu tego filmu. Policjanci
podkreślali, że w swoim postępowaniu realizował jakby scenę po scenie,
gdyż utożsamił się z głównymi bohaterami.
Czy to
oznacza, że film zainspirował go do zbrodni, że stał się automatycznym
wyzwalaczem agresji? Posługując się prostą logiką można by przywołać
Biblię jako księgę, w której zamieszczone zostały liczne opisy okrutnych
mordów. Czy to oznacza, że Biblia jest podręcznikiem do zabijania ludzi?
Oczywiście że nie, tak jak i film, ten czy inny, sam w sobie nie stanowi
zagrożenia. Kryje się ono znacznie głębiej w psychice ludzkiej, w
uczuciach i emocjach, które, im boleśniej są zranione i okaleczone, tym
bardziej są „podatne” na niewłaściwe bodźce i „zdolne” do okrucieństwa.
Niewątpliwie
narastające poczucie osamotnienia, niezrozumienie i odrzucenie przez
najbliższych powodują, że rodzą się nieprawidłowe postawy. Jeżeli życie
młodocianego przestępcy naprawdę wygląda jak scena z koszmarnego filmu
albo jest emocjonalną pustynią, to nic dziwnego, że później jego czyny
zostają zapisane w aktach sądowych albo stają się kanwą scenariusza
filmowego. Życie więc inspiruje twórców filmowych, a filmy stają się
inspiracją dla widzów. Chodzi jednak przede wszystkim o to, aby
zdefiniować problem, aby go nazwać i określić, aby umiejętnie postawić
diagnozę.
Jeden z
uczestników marszu protestacyjnego, zorganizowanego w celu potępienia
nasilającej się przestępczości w Polsce, powiedział: „Czy musi dochodzić
do kolejnych tragedii, aby dorośli zainteresowali się naszymi problemami
oraz tym, co przeżywamy?”
A co na to
dorośli? W programie telewizyjnym „Dlaczego dzieci zabijają?” jeden z
uczestników spotkania, podsumowując rozważania dotyczące tego zagadnienia,
powiedział: „Należy uniknąć produkcji młodocianych przestępców; nie należy
zwalczać złych programów emitowanych w telewizji, ale robić dobre; nie
należy zastanawiać się nad eskalacją zła, ale siać dobro; złu
przeciwstawiać miłość”.
|
|