|
Oczywiście
wiedziałem o tym. Lecz im więcej badałem Jego osobę, tym bardziej
przekonywałem się, jak bardzo Jego człowieczeństwo zeszło w moich oczach
na drugi plan. Kiedyś tydzień po tygodniu powtarzałem w kościele wyznanie
wiary: „...narodził się z Maryi Panny, umęczony pod Ponckim Piłatem,
ukrzyżowany, umarł...” Czyżby wobec tego w okresie pomiędzy urodzeniem a
śmiercią nic się nie wydarzyło?
Podczas
pochopnych prób interpretacji Jego życia jakoś schodzi na drugi plan to,
co Jezus czynił na ziemi w ciągu trzydziestu trzech lat swego pobytu na
ziemi. Człowiek, który wtedy przemierzał zakurzone drogi Palestyny, był
prawie przeze mnie nie dostrzeżony, podobnie jak przez wielu innych ludzi,
którzy otrzymali rzekomo chrześcijańskie wychowanie. Wierzyłem w Jezusa,
„Pana naszego, który się począł z Ducha Świętego”, ale nauczyciela —
rabina Jezusa, syna Józefa, Żyda z Nazaretu, nie znałem.
Podczas
moich poszukiwań w bibliotece dowiedziałem się o pewnej godnej uwagi
zmianie, jaka dokonuje się
w ostatnich latach: wśród Żydów budzi się na nowo zainteresowanie Jezusem.
Obecnie w Izraelu dzieci uczą się w szkole, że Jezus był wielkim, jeżeli
nie największym żydowskim nauczycielem, „przejętym” później przez
nie-Żydów.
Już w
pierwszym wersecie ewangelii przedstawiony został Jego niezaprzeczalnie
żydowski charakter: „Rodowód Jezusa Chrystusa, syna Dawidowego, syna
Abrahamowego” MAT.
1,1.
Jezus wzrastał w epoce, gdy rodziny żydowskie wybierały dla swoich dzieci
imiona z czasów patriarchów i wyjścia z Egiptu. Jezus został obrzezany
jako niemowlę, już we wczesnych latach życia brał udział w żydowskich
świętach w Jerozolimie, a jako dorosły człowiek chodził w sobotę na
nabożeństwa do synagogi oraz świątyni. Nawet Jego burzliwe dyskusje z
innymi Żydami, na przykład z faryzeuszami, świadczą
o tym, że oczekiwano od Niego takiego samego światopoglądu i zachowania
się.
W okresie
mojej młodości nie znałem ani jednego Żyda. Dzisiaj jest inaczej.
Dowiedziałem się trochę o ich kulturze. Żydzi utrzymują ścisłe więzi
rodzinne, obchodzą święta żydowskie — dzieje się to także w rodzinach,
które nie wierzą już w ich znaczenie, toczą zaciekłe dyskusje, które na
początku wydawały mi się niebezpieczne jako wyraz osobistego
zaangażowania, lecz wkrótce mnie zafascynowały, zakon, a zwłaszcza
dekalog, cieszy się ich szczególnym uznaniem, umieją wziąć się w garść,
śpiewać i śmiać się nawet wtedy, gdy świat nie daje powodów do radości. []
To była
kultura, w której wzrastał Jezus. Owszem, zmieniał ją, lecz zawsze jako
Żyd. Kiedy zastanawiam się, jak mógł wyglądać jako nastolatek, myślę o
chłopcach z mojego sąsiedztwa. A kiedy ta myśl mnie porusza, przychodzi mi
do głowy, że za swoich czasów Jezus wywoływał taką reakcję: „Chłopiec
żydowski na pewno..., ale czy Syn Boży?”
JEZUS NIE
POSTĘPOWAŁ JAK ŻYD
Nawet
architektura świątyni była wyrazem żydowskiej wiary w drabinę społeczną,
której każdy kolejny „szczebel” prowadził coraz bliżej Boga. Poganie i
mieszańcy, na przykład Samarytanie, mogli przestąpić próg zewnętrznego
dziedzińca, od następnej części świątyni, gdzie dopuszczane były żydowskie
kobiety, dzieliła ich ściana. Mężczyźni żydowscy mogli iść trochę dalej,
ale tylko kapłani mieli dostęp do miejsca świętego.
Społeczeństwo tworzyło w zasadzie system kastowy o różnych stopniach
świętości, który faryzeusze stale umacniali dzięki swojej skrupulatności.
Przez swoje liczne przepisy dotyczące umywania rąk oraz unikania
rytualnego zanieczyszczenia usiłowali przypodobać się Bogu. Czyż Bóg nie
powiedział, jakie ofiary Mu się podobają (bez skazy), a jakie nie (ułomne,
nieczyste)? Według ich przekonań Bóg wypędził ze świątyni grzeszników,
kobiety w czasie menstruacji, ludzi z fizycznymi wadami oraz inne
„niepożądane” osoby?
W ten
religijny system kastowy wkroczył Jezus, który nie miał skrupułów, gdy
kontaktował się z dziećmi, grzesznikami, czy nawet Samarytanami. Dotykał
„nieczystych” lub pozwalał, by dotykali Go trędowaci, ułomni, niewiasty
cierpiące na krwotok, obłąkani lub opętani. Mimo że prawo rytualne po
dotknięciu chorego zalecało jeden dzień oczyszczenia, Jezus uzdrawiał
wielu ludzi. Dotykając ich, nigdy nie zważał na przepisy rytualne
o dotykaniu chorych, a nawet zmarłych.
On podważył
powszechnie panujące ówczesne przesądy. Faryzeusze wierzyli, iż dotknięcie
pewnych osób kala ich. Jednak gdy Jezus dotknął pewnego trędowatego, On
nie stał się przez to nieczysty, a chory został uzdrowiony. Kiedy pewna
kobieta lekkich obyczajów umyła Mu nogi, otrzymała przebaczenie i odeszła
nawrócona. A gdy, wbrew panującym obyczajom, Jezus przestąpił próg domu
poganina, jego sługa został uzdrowiony. Ktoś powiedział: „Zaraźliwa moc
świętości silniejsza jest od niebezpieczeństwa zarażenia się
nieczystością”. Zamiast poselstwa: „Niepożądanym wstęp wzbroniony”, Jezus
głosił: „W królestwie Bożym nie ma niepożądanych”.
Jego postawa
wpływa na mnie dzisiaj przekonująco, ponieważ czuję, że istnieje dążność w
odwrotnym kierunku. Podczas gdy w społeczeństwie wzrasta niemoralność,
słyszę wokoło żądania: „Mniej łaski i więcej moralności!”, „Precz z
homoseksualistami!”, „Ograniczyć pomoc matkom samotnie wychowującym
dzieci!”, „Wypędzić bezdomnych!”, „Surowo karać przestępców!” Podzielam
głęboką troskę o nasze społeczeństwo. Nie ulega też wątpliwości, że
chrześcijanie powinni bronić moralności. Czyniąc to musimy jednak brać
przykład z Jezusa i kochać grzesznika nienawidząc grzechu. Moc łaski
okazywanej przez Chrystusa, który przyszedł do chorych, nie do zdrowych,
do grzesznych, a nie do sprawiedliwych, pokonała mnie. Przez połowę życia
buntowałem się przeciwko Zbawicielowi. Kiedy wypiłem pierwszy łyk wody
życia, oferowanej przez Chrystusa, wiedziałem,
że zostałem zmieniony na zawsze. []
JEZUS I
POLITYKA
Niedawno,
studiując ewangelie, zwróciłem uwagę na to, jak apolityczny był Jezus.
Poza tym zdumiewa mnie to, co się dzieje wówczas, gdy chrześcijanie
przegrywają wojny. W byłych państwach komunistycznych najgorsze zmory
chrześcijan stały się rzeczywistością. Rządy te zmusiły chrześcijaństwo,
by zeszło do podziemia. Pewien misjonarz, pracujący w Afganistanie,
wyznał, że Afgańczycy, zrównawszy z ziemią chrześcijański kościół,
wykopali pod jego fundamentami olbrzymi rów, słyszeli bowiem o istnieniu
podziemnego kościoła! Natomiast podczas fali prześladowań w latach
sześćdziesiątych i siedemdziesiątych chińscy chrześcijanie musieli płacić
grzywny, byli więzieni i torturowani. Lecz pomimo ucisku ze strony państwa
zaczęło się duchowe przebudzenie. Około pięćdziesięciu milionów
chrześcijan połączyło się razem i utworzyło niewidzialne królestwo, choć
to widzialne kazało im za to cierpieć.
Dzisiaj
naśladuję Jezusa — tego niezwykłego Żyda z Palestyny, żyjącego w pierwszym
stuleciu naszej ery, który stanął w opozycji w stosunku do zrutynizowanego
religijnego rządu oraz pogańskiej monarchii. Obie potęgi, które zwykle
kłóciły się ze sobą, połączyły się, aby Go powstrzymać. A jakie było Jego
stanowisko? Nie walczyć, tylko oddać życie za wrogów, składając je w
darze, jako dowód swej miłości. Jedne z ostatnich słów, które
wypowiedział, zanim umarł na krzyżu, brzmiały: Ojcze, przebacz im, bo nie
wiedzą, co czynią.
Kiedyś
rozmawiałem z kimś, kto w pewnym momencie stwierdził: „Ja nie idę za
Chrystusem, chociaż jestem wierzącym, ale kiedy Pan mówił o tym, jak Jezus
przebaczył swoim wrogom, zrozumiałem, jak daleki jestem od takiej postawy.
Zwalczam moich przeciwników, zwłaszcza tych z obozu konserwatystów, nie
przebaczając im. Z postawy Jezusa muszę jednak jeszcze dużo się nauczyć”.
JEZUS BYŁ
KIEPSKIM SPRZEDAWCĄ
Ani razu nie
odniosłem wrażenia, żeby Jezus kogokolwiek do czegoś zmuszał. Raczej
wskazywał na konsekwencje pewnego wyboru, decyzję zaś pozostawiał
całkowicie danej osobie. Pewnego razu dał na przykład kategoryczną
odpowiedź bogatemu młodzieńcowi, a gdy ten nie zaakceptował jej i
zdecydował się odejść, to jednak, jak czytamy w
MAR. 10,21,
„Jezus spojrzał nań z miłością”.
Krótko
mówiąc, Jezus miał niewiarygodny szacunek dla ludzkiej wolności. Jak
bardzo brakuje nam takiej postawy
w naszym życiu. Gdy w swoich przypowieściach zapraszał słuchaczy do
naśladowania Go, używał przede wszystkim symboli o poważnej, często wręcz
odstraszającej treści: jarzmo niewoli, kielich goryczy. Weźcie swój krzyż
i chodźcie za Mną — mówił; chyba nigdy nie było bardziej nieatrakcyjnej
propozycji. []
JEZUS NIE
JEST KOŚCIOŁEM
Kiedyś do
pokoju pastora przyszedł pewien student i oświadczył:
— Nie wierzę w Boga.
Na to pastor
odparł rozbrajająco:
— Proszę mi powiedzieć, w jakiego rodzaju Boga pan nie wierzy. Być może w
takiego Boga ja też bym chyba nie wierzył.
Wielu z
tych, co unikają Jezusa, nie odrzuca wcale Jego, lecz fałszywe wyobrażenia
o Nim, prezentowane przez chrześcijan. Świat osądza Go z powodu Kościoła,
w którego historii odnajdujemy wyprawy krzyżowe, inkwizycję, stosy,
prześladowania innowierców, konkwistę.
Aby poznać
Jezusa, musiałem strzepnąć grubą warstwę kurzu i popiołu, którą pozostawił
ten Kościół. W moim przypadku Jego obraz był zaciemniony rasizmem,
nietolerancją i legalizmem Kościoła, do którego należałem. Każdy stoi w
obliczu zupełnie innego procesu rekonstrukcji, „gdyż nie tylko kurz, lecz
także zbyt duża ilość złota mogła zasłonić prawdziwą postać” Chrystusa —
napisał jeden ze współczesnych teologów. Wielu ludzi, zrażonych do
Kościoła, który oddalił się od Jezusa, przestaje w ogóle poszukiwać.
Życzę sobie,
byśmy mogli jakoś odłożyć na bok historię chrześcijaństwa, pozbyć się
niezliczonych warstw kościelnych komentarzy i po raz pierwszy skierować
uwagę na tekst Pisma Świętego. Nie każdy przyjąłby Jezusa — tak było już
za Jego czasów — ale przynajmniej ludzie nie odrzucaliby Go z
niewłaściwych powodów.
Gdy udało mi
się rozproszyć mgłę mojego własnego wychowania, która spowijała mnie tak
długo, mój obraz Jezusa uległ wyraźnej zmianie. Wspaniały, nieposkromiony,
łagodny, twórczy, miłosierny, święty, pełen miłości, nie do pokonania,
niezwykle pokorny — Jezus wytrzyma każde badawcze spojrzenie. Jest takim
Bogiem, jakiego tylko mogę sobie życzyć. []
ZNACZENIE
TYCH, CO TWORZĄ CIAŁO CHRYSTUSA
Jezus już od
samego początku przepowiadał swoją śmierć, abyśmy mogli zająć Jego
miejsce. Żył wystarczająco długo, by zgromadzić wokół siebie naśladowców,
którzy mogliby przekazywać dalej Jego poselstwo. Zabijać naukę Jezusa to
tak jakby próbować zniszczyć nasiona mniszka lekarskiego, zdmuchując jego
puchowe kule. To, co On przyniósł niewielu — łaskę, uzdrowienie, dobrą
nowinę o miłości Bożej — teraz chrześcijanie mogą zanieść wszystkim. Jeśli
ziarnko pszeniczne, które wpadło do ziemi, nie obumrze — powiedział Jezus
— pojedynczym ziarnem zostaje, lecz jeśli obumrze, obfity owoc wydaje.
Kiedy
czytałem ewangelie, doszedłem do wniosku, że dla mnie wiara we
wniebowstąpienie oznacza stoczenie największej walki. I nie stawiam sobie
pytania: „Czy...?”, lecz: „Dlaczego się to zdarzyło?” Odpowiedź na to
pytanie jest dla mnie większym wyzwaniem niż wiara w zmartwychwstanie czy
w pozostałe cuda. Dopuszczenie podobnej myśli do umysłu wydaje się dość
dziwne. Nigdy nie czytałem książek, w których jest mowa o wątpliwościach
co do wniebowstąpienia. Wydarzenia, które miały miejsce po odejściu Jezusa
z ziemi trafiają w sedno mojej wiary. Czy nie byłoby lepiej, gdyby Jezus
pozostał na ziemi, by nami kierować? Lepiej dla was, żebym Ja odszedł —
wyjaśnił Chrystus uczniom, którzy postawili Mu to samo pytanie — bo jeśli
nie odejdę, Pocieszyciel do was nie przyjdzie.
Jezus spełnił swoje zadanie, a gdy odszedł, teraz kolej na nas, ciało
Chrystusa.
JEZUS
STRZEŻE MOJEJ WIARY
„Dlaczego
jestem chrześcijaninem?” — czasami zadaję sobie to pytanie, i aby być do
końca szczerym, muszę podać dwa powody. Po pierwsze, z powodu braku
innych, dobrych możliwości, a po drugie, z powodu osoby Jezusa.
Marcin Luter zachęcał swoich uczniów, by uciekali od Boga ukrytego do
Jezusa, i teraz wiem dlaczego. Kiedy oglądam cenny obraz przez szkło
powiększające, widok w środku szkła pozostaje jasny i klarowny, podczas
gdy brzegi powoli się rozmywają. Nauczyłem się kierować szkło
powiększające mojej wiary na Jezusa. Jestem skłonny poświęcać dużo czasu
na rozgryzanie nierozwiązywalnych zagadnień typu problem cierpienia, czy
konflikt pomiędzy wolnym wyborem a przeznaczeniem. Kiedy koncentruję się
wyłącznie na nich, wszystko staje się mgliste, ale gdy spoglądam na
Jezusa, obraz ponownie nabiera ostrości. []
Jezus dał
nie filozoficzne, lecz egzystencjalne odpowiedzi na kwestię cierpienia.
Nie dowiem się od Niego, po co istnieje zło, ale mogę się dowiedzieć, jak
Bóg na nie reaguje. Jezus ukazuje Boga współczującego. Czytam w Biblii o Jezusie, który idzie do sióstr zmarłego przyjaciela, Łazarza, czy
zatrzymuje się przy trędowatym, wypędzonym poza bramę miasta. Dlaczego Bóg
nie wysłuchuje wszystkich moich modlitw? Nie wiem, lecz pociesza mnie
świadomość, iż Jezusowi także znane było to uczucie. Modlił się całą noc,
zanim wybrał swoich uczniów, a mimo to w grupie tej znalazł się mężczyzna
o imieniu Judasz. W Getsemane padł na ziemię i prosił o jakąś inną drogę,
ale takiej nie było. W istocie rzeczy Getsemane to historia pewnej
modlitwy, która miała pozostać nie wysłuchana. Kielich goryczy nie ominął
Go.
Nad
pytaniem: „Jaki sens ma modlitwa, skoro Bóg i tak wszystko wie?”, jestem w
stanie łamać sobie głowę dopóty, dopóki nie wpadnę w stan jakby duchowego
paraliżu. Jezus wycisza takie pytania, mówiąc: „Jeżeli Ja uznałem potrzebę
modlitwy, ty powinieneś uczynić to samo”.
Przede
wszystkim koryguje On moje wykoślawione wyobrażenia o Bogu. Zdany na
własne siły posługiwałbym się zgoła odmiennymi koncepcjami. Mój Bóg byłby
statyczny, niezmienny, ale ze względu na Jezusa muszę zmieniać moje
poglądy. Chrystus objawia Boga poszukującego nas, stwarzającego przestrzeń
dla naszej wolności nawet kosztem śmierci swojego Syna, Boga, którego
można zranić. Co więcej, objawił Boga, który jest miłością.
Czy ktoś z
nas samodzielnie wpadłby na pomysł, aby przedstawić Boga kochającego,
tęskniącego za tym, by stać się kochanym? Koran ani razu nie używa słowa
„miłość” w odniesieniu do Boga. Arystoteles stwierdza zmieszany: „Byłoby
przesadą, gdyby ktoś utrzymywał, że kocha Zeusa” lub odwrotnie, że Zeus
kocha kogokolwiek z ludzi. Pismo Święte zapewnia: Bóg jest miłością, i
podaje miłość jako najważniejszą przyczynę przyjścia Jezusa na ziemię: W tym objawiła się miłość Boga do nas, iż Syna swego jednorodzonego posłał
Bóg na świat, abyśmy przezeń żyli.
Historia
Jezusa jest historią świętą, historią miłości. Mieści w sobie również ból
i rozczarowanie, dotyczące zarówno nas, jak i Zbawiciela. Lecz Jezus
ucieleśnia obietnicę Boga, który gotowy jest na wszystko, aby odzyskać
swoją rodzinę. |
|