Polski English Deutch wyjście strona główna
 
  jesteś tutaj: nadzieja.pl > tematy > seria: prorocy i królowie dokument tekstowy  
 

OD JEZREELU PO CHOREB
(1 Król. 18,41-46; 19,1-8)
ELLEN G. WHITE

 
 

Wraz ze śmiercią proroków Baala otworzyła się droga do wielkiej duchowej reformy w życiu dziesięciu plemion, zamieszkujących północne królestwo. Eliasz przedstawił ludowi skutki odstępstwa, wezwał do ukorzenia serc i powrotu do Pana. Sprawiedliwości stało się zadość. Wykonane zostały wyroki nieba. Lud wyznał swe winy i uznał Boga swych ojców za Boga żywego. Wobec tego klątwa Niebios została cofnięta. Wróciły wszystkie dobrodziejstwa i błogosławieństwa odrodzonego, sprawiedliwego życia. Cały kraj miały odświeżyć strugi dawno oczekiwanego deszczu. Eliasz powiedział Achabowi: „Podnieś się, i pij, gdyż słychać szum ulewnego deszczu”. Potem udał się na szczyt góry, aby się modlić.

Nie było żadnych widocznych oznak zbliżania się zmiany pogody, jednak Eliasz wyraźnie rozkazał Achabowi przygotować się na deszcz. Prorok nie widział chmur na niebie, nie słyszał grzmotów. Wypowiedział po prostu słowa, jakie Duch Pana posłał w odpowiedzi na jego silną wiarę. W ciągu tego dnia niezachwianie ufał proroctwom Bożym, a jego pewność wynikała z przeświadczenia, że wyroki Boże są niezawodne. Teraz widząc, że zrobił już wszystko, co leżało w jego mocy, czekał aż Niebiosa wypełnią zapowiedziane błogosławieństwa. Ten sam Bóg, który zesłał klęskę suszy, obiecał przecież obfitość deszczu w nagrodę za prawość i dobroć. Eliasz wyczekiwał więc spokojnie spełnienia obietnicy. W pokornej postawie, „mając twarz między swoimi kolanami”, wstawiał się u Boga za skruszonymi i żałującymi Izraelitami.

Wiele razy posyłał prorok swego sługę do miejsca, skąd widać było Morze Śródziemne, aby się dowiedzieć, czy Bóg daje już jakieś widzialne znaki, że wysłuchał żarliwych modlitw. Za każdym razem sługa wracał ze słowami: „Nie ma nic”. Prorok nie zniecierpliwił się jednak, nie stracił wiary, lecz modlił się dalej. Sześć razy przynosił sługa tę samą odpowiedź, nic bowiem nie mógł dojrzeć na rozpalonym, miedzianym niebie. Niezrażony tym Eliasz posłał go raz jeszcze ale tym razem sługa wrócił ze słowami: „Oto maleńka chmurka jak dłoń ludzka wznosi się z morza”.

To wystarczyło. Eliasz nie oczekiwał zebrania się wielkich chmur. W tym małym obłoczku oczyma wiary dojrzał obfitość deszczu; i zgodnie ze swą wiarą posłał szybko sługę do Achaba z wieścią: „Zaprzęgaj i jedź, aby cię ulewa nie zaskoczyła”.

A stało się tak dzięki temu, że Eliasz był człowiekiem wielkiej wiary i Bóg mógł posłużyć się nim w tych krytycznych chwilach historii Izraela. Kiedy modlił się, wiara jego rosła i zyskiwała łaskę Niebios, a on nie ustawał, aż prośby jego zostały wysłuchane. Nie czekał na ewidentne potwierdzenie, że Bóg go wysłuchał, lecz wystarczył mu jeden maleńki znak Bożej łaski. A czego jeszcze on nie był zdolny uczynić, mogą zdziałać wszyscy w swojej służbie dla Pana. O proroku z gór Gileadu napisano: „Eliasz był człowiekiem podobnym do nas i modlił się, żeby nie było deszczu; i nie było deszczu na ziemi przez trzy lata i sześć miesięcy” JAK. 5,17.

Taka wiara jest potrzebna w dzisiejszym świecie, wiara, która polega na obietnicy Bożego słowa, wiara, która zbliża nas do Niebios i daje siłę do pokonania potęg ciemności. Mężowie Boży „przez wiarę podbili królestwa, zaprowadzili sprawiedliwość, otrzymali obietnice, zamknęli paszcze lwom, zgasili moc ognia, uniknęli ostrza miesza, podźwignęli się z niemocy, stali się mężni na wojnie, zmusili do ucieczki obce wojska” HEBR. 11,33-34. I dziś winniśmy przez wiarę osiągnąć wyżyny, które Bóg nam przeznaczył: „Wszystko jest możliwe dla wierzącego” MAR. 9,23.

Wiara — to podstawa skutecznej modlitwy, „kto bowiem przystępuje do Boga, musi wierzyć, że On istnieje i że nagradza tych, którzy go szukają”. A jeśli prosimy o coś według Jego woli, „wysłuchuje nas. A kiedy wiemy, że nas wysłuchuje, o co go prosimy, wiemy też, że otrzymaliśmy już od niego to, o co prosiliśmy” HEBR. 11,6; 1 JANA 5,14.15. Wytrwałą wiarą Jakuba i niezachwianą ufnością Eliasza możemy zanosić prośby ku Panu i wierzyć, że spełni je niezawodnie. Możemy zanosić je do naszego Ojca, powoływać się na Jego obietnice. Cześć Bożego tronu opiera się na spełnianiu słowa.

Cienie nocy zbierały się nad górą Karmel, kiedy Achab przygotował się do zejścia na dół. „Tymczasem niebo pokryło się chmurami, zadął wiatr i spadł ulewny deszcz. Achab więc wsiadł na rydwan i pojechał do Jezreelu”. W czasie tej nocnej podróży do stołecznego miasta król nawet nie widział przed sobą drogi z powodu deszczu i ciemności. Eliasz, który upokorzył go tego dnia na oczach jego sług i który zabił wszystkich jego pogańskich kapłanów, w dalszym ciągu uznawał Achaba za władcę Izraela. Dlatego poniżył się dobrowolnie i szedł przed jego rydwanem, wiodąc go do bram miasta.

Tym aktem pokory wysłannik Boga dał występnemu królowi lekcję posłuszeństwa wobec tych wszystkich, którzy uważali się za sług Boga, ale czcili samych siebie. Ludzie uchylający się od obowiązków, które uważają za poniżające, obawiają się być sługami. A mogliby się wiele nauczyć od Eliasza. Dzięki słowom proroka dary Niebios przez trzy lata nie spływały na ziemie. Potem Bóg uhonorował go, odpowiadając na jego modlitwę na górze Karmel zesłaniem ognia na ofiarę całopalną. Ręka Boża dopomogła prorokowi wygubić bałwochwalczych kapłanów. Spełniła się też żarliwa modlitwa Eliasza o deszcz. Po oznakach triumfu, którymi Bóg wywyższył jego publiczną służbę, dobrowolnie zgodził się na upokorzenie.

U wrót Jezreelu Eliasz zostawił Achaba. Prorok, decydując się na pozostanie poza murami miasta, otulił się płaszczem i ułożył do snu pod gołym niebem. Król natomiast przekroczył wkrótce progi pałacu i tam opowiedział żonie o dziwnych wydarzeniach tego dnia, o cudownym objawieniu się Bożej mocy, które ukazało Izraelowi, że to Jahwe jest Bogiem prawdziwym, a Eliasz Jego wybranym posłem. Gdy Achab powiedział o wymordowaniu pogańskich proroków, Izebel wpadła w szał i w zawziętości swego serca stanowczo odrzuciła tłumaczenia wypadków na górze Karmel, jakie przyjął cały lud i jakiemu ulegać zaczął sam król. Oświadczyła zuchwale, że Eliasz musi umrzeć.

Tej nocy przybył do strudzonego proroka poseł i oświadczył mu słowa Izebel: „To niechaj uczynią bogowie i niechaj to sprawią, że jutro o tym czasie uczynią z twoim życiem to samo, co stało się z życiem każdego z nich”.

Wydawało się, że po odniesieniu takiego triumfu nad kapłanami, królem i ludem nic już nie zagrozi prorokowi, że nie będzie miał więcej powodów do strachu i przygnębienia. Ale ten błogosławiony, który miał wiele dowodów Bożej miłości, nie stał ponad ludzkimi słabościami i w tej ciemnej godzinie wiara i odwaga opuściły go. Oszołomiony, wyrwał się z drzemki. Deszcz lał z nieba bez przerwy i wszędzie rozpościerała się ciemność. Zapominając, że przed trzema laty Bóg uratował go przed gniewem Achaba i Izebel, prorok uciekał, ratując swe życie. Dotarł do Beer — Szeby i tam „pozostawił swojego sługę. Sam zaś poszedł na pustynię o jeden dzień drogi”.

Nie powinien był uchylać się od obowiązku, ale spotkać się z groźbą Izebel, prosząc o opiekę Tego, który polecił mu bronić Swego honoru. Powinien był odrzec posłańcowi, że Bóg, w którego uwierzył, będzie bronić go przed nienawiścią królowej. Kilka godzin wcześniej uczestniczył w zadziwiającej manifestacji Bożej potęgi i to powinno upewnić go, że nie musi się bać. Gdyby pamiętał, gdzie jest i uczynił Boga swą siłą i schronieniem, byłby bezpieczny. Pan dałby mu kolejny znak zwycięstwa, zsyłając karę na Izebel, a wrażenie wywarte na królu i na narodzie wywołałoby wielką przemianę.

Eliasz spodziewał się wiele po cudzie na górze Karmel. Sądził, że Izebel straci swój wpływ na Achaba, przejętego objawieniem się Bożej mocy, i że reforma w Izraelu dokonana zostanie szybko. Przez cały dzień swego pobytu na górze prorok wstrzymywał się od jedzenia. Jeszcze i wówczas, gdy prowadził Achaba ku wrotom Jezreelu, organizm jego znosił dzielnie wszelkie trudy i umysł jego panował nad ciałem.

Wreszcie jednak nastąpiła reakcja, częsta po przejawach wielkiej wiary i po wielkich zwycięstwach. Prorok zaczął obawiać się, że reforma rozpoczęta na Karmelu może nie trwać długo i wpadł w rozpacz. Wpierw wyniesiony na szczyt, teraz znajdował się w dolinie. Dotąd, dzięki natchnieniu Wszechmocnego, przetrwał najsurowszą próbę wiary. Ale w owej chwili, mając w uszach dźwięk groźby Izebel, wydany ustawicznym knowaniom tej występnej kobiety działającej na zlecenie szatana, stracił Eliasz swe oparcie w Bogu. Wywyższony ponad miarę uległ depresji psychicznej. Krańcowo wyczerpany odpoczywał pod krzakiem jałowca. Pragnął umrzeć. Mówił: „Dosyć już, Panie, weź życie moje, gdyż nie jestem lepszy niż moi ojcowie”. Uciekinier, oddalony od ludzkich siedzib, nie chciał już więcej oglądać ludzkich twarzy. W końcu, zupełnie wycieńczony, zasnął.

Każdy człowiek zna takie wahania, udrękę duchową, chwile, których udziałem jest smutek i gdy ciężko jest wierzyć, że Bóg będzie łaskawy dla Swych ziemskich dzieci, że nie będzie szczędził im błogosławieństw. Są to dni, kiedy duszy ludzkiej śmierć wydaje się czymś lepszym niż życie. Wtedy wielu traci swój związek z Bogiem, oddając się w niewolę wątpliwości i niewiary. Gdybyśmy w tych trudnych chwilach potrafili dostrzec duchowy sens opatrzności Bożej, ujrzelibyśmy aniołów niosących nam pomoc i pocieszenie. Przy ich wsparciu stopy nasze stanęłyby na gruncie mocniejszym niż fundament odwiecznych wzgórz. Wstąpiłyby w nas nowa wiara i nowe życie.

Wierny Hiob w dniach cierpień i ciemności wolał: „Bodajby zginął dzień, w którym się urodziłem, noc w której powiedziano: Poczęty jest mężczyzna!” „O, gdyby tak dokładnie zważono moją udrękę i włożono na szalę całe moje cierpienie, ...oby się spełniło moje życzenie i Bóg zaspokoił moje pragnienie! Oby Bóg zechciał mnie zmiażdżyć, oby podniósł ręce i przeciął nić mego życia! Miałbym jeszcze tę pociechę i skakałbym z radości mimo srogich cierpień, że się nie zaparłem słów Świętego”. „Dlatego też nie mogę dłużej powstrzymać ust swoich, będę mówił w utrapieniu mojego ducha, będę narzekał w goryczy mojej duszy.” „Tak że wolałbym być uduszony i raczej ujrzeć śmierć niż moje boleści? Uprzykrzyło mi się życie, nie chcę żyć dłużej. Zaniechaj nie, bo moje dni są tylko tchnieniem!” JOB 3,3; JOB 6,2; JOB 6,8-10; JOB 7,11; JOB 7,15-16.

Ale choć był zmęczony życiem, nie pozwolono Hiobowi umrzeć. Pan odsłonił przed nim przyszłość i dał mu poselstwo nadziei: „Zaiste, wtedy będziesz mógł podnieść oblicze bez zmazy, będziesz mocny i nieustraszony, wtedy też zapomnisz o udręce i będziesz ją wspominał jak wody, które przepłynęły, i jaśniejsze niż południe wzejdzie ci życie, a choćby ciemność zapadła, będzie jak poranek. Możesz ufać, bo jeszcze jest nadzieja; pewny ochrony położysz się bezpiecznie. Będziesz leżał i nikt cię nie przestraszy, a wielu zabiegać będzie o twoją łaskę. Natomiast oczy bezbożnych zgasną; nie ma dla nich ucieczki, jedyną ich nadzieją — wyzionąć ducha” JOB 11, 15-20.

Stan beznadziejności i rozpaczy przeistoczył się wówczas w uwielbienie dla łaski Bożej, w ufność wobec Bożej zbawiającej potęgi. Wtedy Hiob wołał z triumfem: „Tak czy owak On nie zabije, już nie mam nadziei; jednak swojej sprawy będę przed nim bronił. Już to może być ratunkiem dla mnie, bo żaden niegodziwy nie może stanąć przed nim”. „Aczci ja wiem, iż Odkupiciel mój żyje, a iż w ostateczny dzień nad prochem stanie. A choć ta skóra, moja roztoczona będzie, przecież w ciele mojem oglądam Boga; którego ja sam oglądam, i oczy moje ujrzą go, a nie inny; choć zniszczały nerki moje we wnętrznościach moich” JOB 13,15.16 NP; JOB 19,25-27 BG.

„Potem Pan odpowiedział Jobowi spośród zawieruchy” i objawił Swemu słudze moc Swej potęgi. Kiedy Hiob doznał obecności swego Stwórcy, znienawidził samego siebie i ukorzył się w prochu i popiele. Wówczas Pan mógł błogosławić mu obficie i uczynić ostatnie jego lata najlepszymi w jego życiu.

Nadzieja i odwaga są podstawą doskonalenia służby Bożej. Są one owocem wiary. Zwątpienie jest grzeszne i nieuzasadnione. Bóg jest zdolny obdarzyć Swoich sług siłą potrzebną do przetrwania próby i walki, może i chce obdarzyć nią „obficie” HEBR. 6,14. Plany nieprzyjaciół Jego dzieła wydawać się mogą potężne i ugruntowane, lecz Bóg zdolny jest obalić nawet najsilniejszych spośród nich. Czyni to we właściwym czasie i wybranym dla Siebie sposobem, gdy widzi, że wiara Jego sług została dostatecznie wypróbowana.

Dla zgnębionego serca istnieje naprawdę skuteczne lekarstwo: wiara, modlitwa i praca. Wiara i aktywność przynoszą poczucie pewności oraz zadowolenie, które wzrastają dzień po dniu. Czy jesteście kuszeni, aby dawać drogę uczuciom gryzącej udręki i skrajnej niepewności? W najciemniejszych chwilach, w których wszystko przedstawia się w najbardziej czarnych kolorach, nie lękajcie się! Miejcie wiarę w Boga! On zna wasze potrzeby i ma wielką moc i władzę. Jego nieskończona miłość i współczucie nigdy nie przemijają. Nie obawiajcie się, że kiedykolwiek nie dotrzyma słowa lub nie spełni Swojej obietnicy. On jest prawdą wieczną. Nigdy nie odstępuje od umowy zawartej z tymi, którzy Go miłują. I zawsze obdarza Swoich wiernych sług tak, aby zaspokoić ich potrzeby. Apostoł Paweł dawał temu świadectwo, pisząc: „Lecz powiedział do mnie: Dosyć masz, gdy masz łaskę moją, albowiem pełnię mej mocy okazuję w słabości... Dlatego mam upodobanie w słabościach, w zniewagach, w potrzebach, w prześladowaniach, w uciskach dla Chrystusa; albowiem kiedy jestem słaby, wtedy jestem mocny” 2 KOR. 12,9-10.

Czy Bóg opuścił Eliasza w godzinie próby? Oczywiście, że nie! Gdy Eliasz poczuł się zapomniany przez Boga i ludzi, Pan miłował go wtedy nie mniej niż wówczas, gdy w odpowiedzi na jego modlitwę ogień zstąpił z nieba i oświetlił szczyt góry. A teraz obudził proroka delikatny dotyk i przyjemnie brzmiący głos. Zerwał się w strachu do ucieczki, lękając się, że odkrył go nieprzyjaciel. Lecz pełna litości twarz, która pochylała się nad nim nie była twarzą wroga, lecz przyjaciela. Bóg zesłał z nieba anioła, aby dostarczył Jego słudze pożywienie. „Wstań, posil się!” — rzekł anioł, „A gdy spojrzał, oto przy jego głowie leżał placek upieczony i dzban z wodą”.

Pokrzepiwszy się przygotowanym dlań pokarmem, zapadł ponownie w sen. Anioł zaś przyszedł po raz drugi i dotknąwszy wyczerpanego męża, powiedział doń z tkliwością: „Wstań, posil się, gdyż masz daleką drogę przed sobą. Wstał więc i posiliwszy się szedł w mocy tego pokarmu czterdzieści dni i czterdzieści nocy aż do góry Bożej Choreb”, gdzie znalazł schronienie w pieczarze.

inne tematy z tej serii:
SALOMON | ŚWIĄTYNIA I JEJ OFIAROWANIE | DUMA WYWOŁANA POWODZENIEM | SKUTKI WYKROCZEŃ | SKRUCHA SALOMONA
ROZERWANIE KRÓLESTWA
| JEROBOAM | NARODOWE ODSTĘPSTWO | ELIASZ TISZBITA | GŁOS SUROWEGO NAPOMNIENIA
KARMEL
|
OD JEZREELU PO CHOREB

opracowanie tekstu © 2003 M. i J. Maciak, M. Kużnik

 
   

[w górę]

   
 

główna | pastor | lekarz | zielarz | rodzina | uzależnienia | kuchnia | sklep
radio
| tematy | książki | czytelnia | modlitwa | infoBiblia | pytania | studia | SMS-y
teksty | historia | księga gości | tapety | ułatwienia | technikalia | e-Biblia | lekcje
do pobrania
| mapa | szukaj | autorzy | nota prawna | zmiany | wyjście

 
 
 

© 1999-2003 NADZIEJA.PL Sp. z o.o. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Bank: BPH PBK VI/O w Warszawie, PLN: 11 1060 0076 0000 3200 0074 4691
Bank Swift ref. BPH KPL PK